Strona Główna arrow Pogawędki arrow Opowieść amerykańska
Opowieść amerykańska Drukuj Poleć znajomemu
Redaktor: Administrator   
22.07.2010.
Przed dwudziestu laty Grażyna Sowiźrał wyjechała do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Zadomowiła się tam, uzyskała obywatelstwo i znalazła męża. Zmieniła nazwisko na Tatarowicz. W Polsce pozostawiła rodziców, brata i "kawałek swojego serca". Nie ukrywa, że w życiu jej się powiodło. Z trudem opanowuje tęsknotę i kiedy mieszkała w Nowym Jorku to bywało, że dwukrotnie w ciągu roku odwiedzała "starą Ojczyznę". Później wraz z małżonkiem wybudowali uroczy dom w Arizonie. Obecnie ma mniej czasu lecz nadal stara się chociaż raz w roku odwiedzić najbliższych. W 2010 roku odwiedzając Polskę postanowiła spotkać się ze znajomymi z okresu dzieciństwa kiedy zamieszkiwała w Boroszowie. Marek Solarz wraz z siostrą Joanną mieszkali w Sosnowcu ale w okresie wakacji odwiedzali mieszkających w Boroszowie dziadków. Zintegrowali się  i zaprzyjaźnili z "miejscowymi". Jedną z przyjaciółek z młodzieńczego okresu była Grażyna. Uzgodnili termin spotkania. Marek wraz z żoną Teresą przyjechali z Grodziska Mazowieckiego. Spotkali się u Joasi, która przejęła dom po dziadkach. Powitanie było serdeczne.

Grażyna uwielbia fotografowanie. W podróżnym bagażu znalazła miejsce na liczne zdjęcia pokazujące otoczenie w jakim zamieszkuje i atrakcyjne miejsca, które zwiedziła. Jest świetnym gawędziarzem i jej opowieści dodawały kolorytu oglądanym obrazkom.

Później przyszła pora na spacer. Przy parku pojawiła się Lodzia Kizłykowa. Dla Grażyny to rodzna. Dla Aśki, najlepsza przyjaciółka z okresu boroszowskiego. Znowu wiele serdeczności i chociaż powiadają, że całujące się kobiety nie wróżą nic dobrego, w tym przypadku nie wpłynęły na zmianę pogody. Radość (już nie dziewcząt lecz pań) ze spotkania była autentyczna.

Lodzia zaprosiła nas do domu, bo jej mąż Ryszard Wrzeszcz także był towarzyszem wspólnych młodzieńczych rozrywek. Zdziwienie Ryśka zamieniło się w radość ze spotkania i możliwości powrotu do wspomnień - tych najpiękniejszych bo z okresu bezroskiej młodości.

Grażyna lubi zwierzęta - jak widać z wzajemnością. W domu ma dwa koty, a wszystkie zwierzęta z pasją fotografuje bo pewnie po ojcu odziedziczyła zamiłowanie do natury.

To miejsce w parku pozwoliło wspominać taneczne zabawy organizowane przez młodych mieszkańców dla uciechy wszystkich mieszkańców.

O tym co skrywał wieczorny mrok wie kilkusetleni dąb - pomnik przyrody. Przyglądał się zabawom mieszkańców od najdawniejszych czasów. Zapewne wiele par ślubowało sobie miłość w jego cieniu.

Spacer po miejscowości pozwolił na przypomnienie sobie uroków tej ziemi. Także ocenę zmian. Mimo, że wieś wypiękniała, wspomnienia z młodości były piękniejsze.

Kolacja także w młodzieńczym stylu. Chociaż bardziej nowocześnie, a nie jak dawniej przy ognisku.

Nadeszła pora rozstania i jak to bywa z kobietami, trudno było zakończyć opowieści. Do towarzystwa dołączyła koleżanka Jadzia, która Boroszów poznawała w nieco późniejszym okresie.

Już w samochodzie. Marek odwiezie Grażynę do Olesna gdzie obecnie zamieszkują jej rodzice. Rozstania zawsze są smutne. Jednak warto było się spotkać. Wszyscy jakby stali się młodsi.

Ten uśmiech pozostanie w naszej pamięci na kolejne lata rozstania. Grażyna zaprosiła wszystkich do siebie za ocean. Jednak nie wszystkie marzenia udaje się spełniać.
Zmieniony ( 23.07.2010. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
© 2024 Boroszów :: Joomla! i Joomla! IE jest Wolnym Oprogramowaniem wydanym na licencji GNU/GPL.