Strona Główna arrow Pogawędki arrow Wioskowy dentysta
Wioskowy dentysta Drukuj Poleć znajomemu
Redaktor: Administrator   
20.10.2009.
W czasach przedwojennych wieś Boroszów podzielona była na część „dworską”, w której znajdował się majątek ziemski z pałacem i część „wioskową” gdzie był kościół.
Tuż przy kościele usytuowane było i jest do chwili obecnej gospodarstwo należące do rodziny Forytów. Jednym z przodków rodziny był Paweł Foryta, który w okresie powojennym uznawany był przez miejscowych za nieformalnego sołtysa. Służbę wojskową odbywał on w wojsku niemieckim. Pewnie już wtedy wyróżniał się talentem, gdyż „służył przy medykach”. Personel medyczny nie był zbyt liczny i zdolnego żołnierza przyuczono do wyrywania zębów kolegom. W jakiś sposób zdobył niezbędne do tego narzędzia i wracając z wojska przywiózł je do domu. Wieść o medycznych talentach Pawła szybko rozeszła się wśród okolicznych mieszkańców, a że ból zęba jest jednym z bardziej dokuczliwych coraz częściej proszono go o ulżenie w cierpieniu. W tych czasach wykształconych dentystów także nie było zbyt wielu. Narzędzia mieli takie same, a nadzwyczajnych środków znieczulających też nie było. Przy tym usługa była droga. Uczynny Paweł zyskiwał renomę i szacunek. Trudnej sztuki wyrywania zębów nauczył syna Leona. Obowiązywała zasada przestrzegania higieny i odsyłania „trudniejszych przypadków” do dyplomowanych fachowców. Skarg nie było. P.Foryta zmarł w marcu 1948 roku.
Jego syn radził już sobie wcześniej z trudną sztuką wyrywania zębów. Za przysługę nie brał pieniędzy, z zadowoleniem przyjmował jednak papierosy. Obolali pacjenci nie pytali o znieczulenie. Po kilku nieprzespanych nocach, boleśniejszy moment rwania i tak był dla nich ulgą. Gorzej było z dziećmi. Rodzice opowiadali im, że zabierają je do kościoła. Później przechodzili do Foryty. Miał on przygotowany elegancko wytoczony drewniany wałek. Kleszcze ukrywał. Mama prosiła dziecko by pokazało panu ząbki. Posłuszne dziecko nie spodziewało się podstępu. Kiedy otworzyło buzię, dentysta szybko oceniał sytuację, a ktoś mu zawsze wtedy pomagał. Szybko wkładał pomiędzy zęby wałek i przytrzymywał główkę. Dentysta robił swoje. Nim się dziecko spostrzegło, było po wszystkim.
L.Foryta prowadził gospodarstwo rolne. Zdarzało się, że pacjenci przychodzili wtedy gdy był na polu. Skoro zdobyli się już na odwagę, to z chorym zębem nie chcieli wracać do domu. Dostawali bańkę z ciepłą wodą, ręcznik, mydło i narzędzia dentystyczne oraz wskazówkę gdzie znaleźć wioskowego dentystę. Ten mył ręce. Sadzał pacjenta na dyszlu. Krótki okrzyk „ulgi” wskazywał, że jest po wszystkim. Tylko w jednym przypadku w czasie wieloletniej praktyki pacjent doznał zakażenia. Po prostu nie przestrzegał zaleceń. W szpitalu opowiedział, że zęba wyrwał sobie sam używając kombinerek. Pan Leon zmarł w 1972 roku. Jego syn, po dziadku Paweł, potrafił go już zastąpić. Wykwalifikowanych dentystów było już więcej, środki komunikacji na podorędziu, a lecznictwo bezpłatne. Ludzie też byli jakby bardziej wrażliwi i wystraszeni.
- Ja w swojej karierze usunąłem może dziesięć zębów – opowiada Paweł Foryta. - sam wolałem odsyłać ludzi „do miasta”. Wyrwanie zęba zawsze pociągało pewne ryzyko, także odpowiedzialności karnej za wykonywanie praktyki medycznej bez odpowiedniego wykształcenia. U żadnego z dentystów nie widziałem jednak lewarka jakiego u nas używało się do podważania zębów. Zabieg był wtedy mniej bolesny. Swoje zęby w większości wyrywałem sam.

Paweł Foryta prezentuje przechowywane od czasów dziadka, także Pawła narzędzia dentystyczne
Zmieniony ( 20.10.2009. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
© 2024 Boroszów :: Joomla! i Joomla! IE jest Wolnym Oprogramowaniem wydanym na licencji GNU/GPL.